Podobno Szwedzi potrafią nawet z porządków zrobić filozofię życia. I coś w tym jest.
Bo kiedy pierwszy raz usłyszałam o szwedzkim sprzątaniu przed śmiercią, pomyślałam: „Ale ponuro!”. A potem – że właściwie… to ma głęboki sens.

Nie, nie chodzi o planowanie ostatniej drogi ani o przegląd testamentu.
Chodzi o coś dużo prostszego — i piękniejszego. Szwedzkie sprzątanie przed śmiercią to świadome porządkowanie życia.
Czym właściwie jest szwedzkie sprzątanie przed śmiercią?
W oryginale nazywa się to döstädning. Szwedzi traktują tę ideę bardzo praktycznie — polega na tym, by pozbyć się rzeczy, które niepotrzebnie zalegają w domu i w życiu, zanim zrobi to ktoś za nas.
Zamiast zostawiać po sobie bałagan, robią przestrzeń — i to nie tylko w szafkach.
Ale nie dajmy się zwieść nazwie.
Szwedzkie sprzątanie przed śmiercią nie jest o umieraniu.
To raczej o tym, żeby żyć lżej, prościej i bardziej po swojemu.
Zresztą, może po czterdziestce właśnie o to chodzi? Żeby wreszcie mieć porządek — nie tylko na półkach, ale i w głowie.
Po czterdziestce sprząta się inaczej
Kiedyś sprzątanie kojarzyło mi się z przymusem: „bo trzeba”. Dziś – z czymś uwalniającym.
Nie tylko kurz znika, ale też… ciężar. Te stare dokumenty z pracy sprzed dekady, kosmetyki, których „może jeszcze użyję”, stosy ubrań z metkami — to wszystko jak ciche przypomnienia o tym, że ciągle coś odkładam „na później”.
Tymczasem szwedzkie sprzątanie przed śmiercią mówi: zrób to teraz.
Zanim zapomnisz, dlaczego to w ogóle trzymasz.
I zanim te rzeczy zaczną mówić za Ciebie.
To trochę jak z relacjami, nawykami, wspomnieniami — nie wszystko trzeba zachować.
Niektóre rzeczy po prostu spełniły już swoją rolę.
Książka, która wszystko zaczęła
Pomysł spopularyzowała Margareta Magnusson w książce The Gentle Art of Swedish Death Cleaning.
Nie jest to poradnik w stylu „zrób to tak i tak”. To raczej spokojna rozmowa przy kawie – o przemijaniu, przywiązaniu i o tym, że warto zostawić po sobie… porządek.
Czyta się to jak list od starszej, mądrej przyjaciółki, która mówi:
„Nie bój się odpuszczać. Wybieraj to, co naprawdę ma znaczenie.”
Nie ma tu patosu. Jest dystans, humor i dużo spokoju – czyli dokładnie to, co coraz częściej doceniam po czterdziestce.
Sprzątanie, które daje przestrzeń na nowe
Zdarzyło Ci się kiedyś wyrzucić coś i poczuć nagle lekkość?
Ja miałam tak niedawno, gdy oddałam pudło książek, które już dawno przestały mnie inspirować. Zrobiło się pusto na półce – i spokojniej w głowie.
Bo to nie tylko o przestrzeń chodzi.
To o to, żeby zostawić miejsce na coś nowego – książkę, podróż, rozmowę, zapach świeżo mielonej kawy.
I choć nazwa „śmierć” w tym wszystkim brzmi groźnie, to tak naprawdę szwedzkie sprzątanie przed śmiercią jest o życiu.
O tym, żeby było trochę bardziej nasze.
Nie tylko dla seniorów
Szczerze mówiąc, im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że to sprzątanie powinno być obowiązkowe… po czterdziestce.
Bo to właśnie wtedy zaczynamy rozumieć, że mniej naprawdę znaczy więcej.
Nie potrzebujemy tylu rzeczy, tylu planów, tylu zobowiązań.
Potrzebujemy przestrzeni — na ciszę, śmiech i dobrą kawę.
Nie wiem, czy Szwedzi mieli na myśli coś aż tak głębokiego, ale ich pomysł naprawdę działa.
Szwedzkie sprzątanie przed śmiercią to nie ponura tradycja, tylko czuły sposób na uporządkowanie życia.
Bo może warto zrobić te porządki nie przed końcem, ale na nowy początek.
Z kubkiem kawy w dłoni, z ulubioną muzyką w tle — i z uśmiechem.
A Ty? Masz w domu rzeczy, których dawno nie potrzebujesz, ale wciąż trzymasz „na wszelki wypadek”?
Daj znać w komentarzu, czy spróbowałabyś swojego „szwedzkiego sprzątania”
Do poczytania przy filiżance kawy! ☕

Zrobiłam takie. Śmiało mogę powiedzieć, że pozbyłam się połowy rzeczy. Serio. Lekkość zapanowała w mieszkaniu i we mnie.
To zdecydowanie ma sens. 🙂