Nasza codzienność sprowadza się do powtarzalnych czynności: poranna kawa, jazda do pracy, zakupy, spotkania z ludźmi, czasem małe przyjemności. Lecz to właśnie te ostatnie nadają naszemu życiu odpowiedni smak. Tak jak z zupą — gdy dodasz trochę przypraw, będzie smakowała lepiej, ale jak przedobrzysz…to nie będzie można jej zjeść. Myślałam, że ta książka będzie właśnie o tym. I pomyliłam się.
Książkę „Potęga codziennych rytuałów Jak celebrować proste czynności” Casper Ter Kuile zamówiłam z popularnej księgarni internetowej. Liczyłam na całą masę fajnych tipów na celebrację chwili. No to się pomyliłam…
Esej o życiu
W sumie, to właśnie taki powinna nosić tytuł ta książka. Na początku, gdy ją otwierasz, czytasz rekomendację innych pisarzy i recenzentów, koniecznie polecających tę publikację. I wtedy u mnie zapala się światełko ostrzegawcze. Potem przechodzimy przez wstęp, w którym autor przekonuje, że „żyjemy w epoce fragmentacji” – wszystko się zmienia nie tylko ze względu na postęp technologiczny, ale i pandemię, której końca nie widać.
Casper Ter Kuile rzuca przykładami jak z rękawa o tym, jak ważna dla istoty ludzkiej jest wspólnota, chociaż niekoniecznie w typowo kościelnym wydaniu. Przytacza zjawisko sieci siłowni w USA, których właściciel nazywa siebie per Pastor. Opowiada o uczestnikach biegu z przeszkodami w terenie, którzy noszą koszulki o opaski z logo organizatora, traktując je jak swego rodzaju symbol sacrum. A potem, jest już tylko toporniej.
Każdy rytuał jest dobry
Czytając tę książkę, miałam wrażenie, jakbym jechała czołgiem. Nie szło mi to szybko, a myśli często odpływały w inne strony. I nie to, że tematyka była nieciekawa, bo akurat takie psychologiczno- socjologiczne relacje rządzące światem bardzo mnie intrygują. Tu zawiodła jakość przekazu. Czułam się jak na nudnym wykładzie z socjologii prawa przed laty, gdzie zblazowany wykładowca ani przez chwilę nie zainteresował się, czy ktoś go w ogóle słucha. Był tak zachwycony sobą.
Koniec końców, z czystym sumieniem nie polecam, chyba że masz ochotę na akademicki esej ubrany w pastelową okładkę z porcelanowymi filiżankami. Najbardziej chyba uwierało mnie to, że autor na siłę chciał ze wszystkiego zrobić coś na kształt religii. I sprawdziłam, nie napisał tego żaden kaznodzieja, a brytyjski pisarz i mówca. Wiem, że ta książka jest ostatnio popularna w social media. Może czytałaś i podzielisz się opinią?
*wpis powstał przy współpracy z księgarnią taniaksiazka.pl
O ja Cię … a zapowiadał się tak lekko i smakowicie. Na toporny wykład z zakresu socjologii raczej nie mam obecnie ochoty. Dziękuję za szczerą recenzję <3
U mnie zawsze szczerze:D
Niesamowicie podoba mi się okładka tej książki 😉
Jak to leciało? Nie oceniaj książki…po okładce;P
A taka piękna okładka. Raczej się nie skuszę.
Taaak, okładka przyciąga wzrok i kojarzy sie z lekką literaturą. Szkoda, że wyszło inaczej…
Nie przesadzaj. Jazda czołgiem to na pewno niezła frajda. 😀
Hmmm to chyba większa niż przebrnięcie przez tę książkę;P
Dokładnie to miałam na myśli 😀
Rany, na pewno nie przeczytam tej książki.
Nie będę czarować, dobry wybór;)
Moje całe dnie to rytuały. 🙂
Super, że masz na to przestrzeń w swojej codzienności:)
Zobaczyłam ten wpis u Ciebie i liczyłam na naprawdę fajną pozycję. Klikam, a tu masz! Nie polecasz. Jak dobrze, że „ostrzegasz” przed takimi poradnikami, bo ostatnio szukam czegoś fajnego, inspirującego do poczytania (a nawet „połknięcia” w jeden wieczór – jeśli jest bardzo interesujące). Pozdrawiam i życzę przyjemnego popołudnia! 🙂
Oj, to w takim razie nie jest ten typ, raczej omijaj;)
Raczej unikam takich książek.
Nie jest to pozycja dla mnie. Nie gustuje w takich książkach.
Rozumiem. Czasem lubię zaryzykować i sięgam po tego typu poradniki. I jak widać, można się na nich lekko „przejechać”
Myślę, że do napisania tej książki skłoniła autora moda na propagowanie celebracji chwil. Tytuł i okładka pewnie i mnie by zachęciły, ale chyba wolę celebrować po swojemu ;)))
Być może to faktycznie moda na celebrację chwili. Ale zabrał się do tego od zupełnie mało zjadliwej strony;)