Majówka majówką, ale weekend z książką musi być. A że właśnie skończyłam czytać fajną historię, to z przyjemnością Wam o niej opowiem. To będzie powrót do historii Dominiki Jegorowej, rosyjskiej agentki, amerykańskiego kreta i…jaskółki w jednym. Pałac zdrady wciąga od pierwszej do ostaniej strony…
Z tą bohaterką spotkałam się przy okazji pierwszej części tej opowieści. „Czerwona jaskółka”, o której pisałam już wcześniej, zrobiła na mnie niezłe wrażenie. Miałam ją w formie bardzo dobrze nagranego audiobooka, więc gdy usiadłam do samodzielnego czytania już drugiej części, na początku w głowie brzmiał mi głos lektorki…ludzki mózg jest niesamowity;)
Pałac zdrady czyli co i jak…
Agent CIA, KGB, szpiegostwo na najwyższym poziomie, Rosja, Grecja, USA, Francja. Ach, dzieje się! Wspomniana wcześniej Dominika oficjalnie pracuje w tajnych służbach SWR. Ma dostęp do sekretnych danych. Staje się nawet…ulubienicą Putina. Nikt z SWR nie wie, że jest ona również szpiegiem- swoją duszę sprzedała amerykanom a serce…oficerowi prowadzącemu. Na szczęście wątek miłosny nie jest tutaj wiodący – wtedy ta cała historia stałaby się kompletnie niepoważna. A w najgorszym wypadku byłaby nudną i przewidywalną obyczajówką. Na szczęście daleko jej do tego. Na pierwszy plan wysuwa się bowiem akcja z dostarczeniem do ośrodka wzbogacania uranu w Iranie pewnej przesyłki. Dodam, że sporych gabarytów. I że wszyscy chcą na niej zarobić…
Autor popłynął chyba tylko w jednej kwestii…
Jest byłym agentem CIA, wiedział zatem o czym pisze. Znał realia, jednak niestety nie miał na tyle dystansu, aby wykreowany przez siebie świat był w równowadze. Ja wiem, mgliście to napisałam, więc przechodzę do sedna – przedstawieni tam bohaterowie amerykańscy są zawsze dobrzy, sprawiedliwi, wyspecjalizowani we wszystkim, jednym słowem- superbohaterowie z ekstra mocami. W opozycji Rosjanie – źli, wredni, przekupni, sadyści…ogólnie kwintesencja tego co w świecie najgorsze…
Zdaję sobie sprawę że ten kontrast może i był zamierzony. I tak naprawdę nie przeszkadza, gdy się książkę czyta. Dopiero potem, gdy zaczęłam analizować tą opowieść dotarło do mnie, że nawet tak utrudniający życie Nate’owi jego przełożony, był w gruncie rzeczy dobrym facetem.
Seria o Czerwonej jaskółce…
bardzo mi się podobała. Czyta się lekko i przyjemnie. Zagadką dla mnie jednak pozostaje to, dlaczego autor na końcu każdego rozdziału zamieszcza… przepis kulinarny. A to na bakłażany po kremlowsku, a to na pierogi z czerwoną kapustą… Przyznam że lekko wybijało mnie to z rytmu. Aha i jest trochę wstawek z języka rosyjskiego, które nie zawsze są przetłumaczone. Jednak jeżeli ja, która nie zna tego języka, zrozumiała o co chodzi, to i Wam to nie będzie sprawiać trudności. Jedno jest pewne, koniecznie muszę sięgnąć po ostatnią część. Spokojnie, napiszę Wam czy warto;)
Książkę tą zgłaszam do wyzwania czytelniczego u miros-de-carti.blogspot.com w kategorii thriller/kryminał z kobietą na okładce (17)
Te przepisy to rzeczywiście ciekawa sprawa. Sama fabuła mnie zainteresowała.
A ja czytam Kena Folleta „Upadek gigantów”. Ma 1067 stron! Uwielbiam takie grubaski. :)))
Nie czytałam. U mnie majówka minęła pod znakiem literatury popularnonaukowej. Recenzja niedługo.
Nie wiem czy przeczytam. Moze kiedyś o ile wyrobię 🙂
Ooo…to może być mega ciekawa pozycja..
A moja lista książek do przeczytania rośnie jak oszalała..
Zapowiada się intrygująco 🙂
Ta książka będzie moim „must have„! Dzięki za recenzję. Zacznę od „Czerwonej jaskółki„?!
Jakoś mnie ten gatunek odpychał, z kolei filmy lubię. Muszę się chyba przekonać.
Ciekawie brzmi i z chęcią ją przeczytam u mnie majówka zaczęła się z książką „Róża północy” polecam od siebie, jest bardzo ładna 🙂
pozdrawiam z zimnej ale słonecznej Norwegii 🙂
Ja akurat nie przepadam za takim gatunkiem 😉
czy nazwisko autora jest prawdziwe? Czy to pseudonim literacki?
Zawsze mnie przyciąga, jak książka ma tak poetycko brzmiący tytuł 🙂
Skutecznie mnie zachęciłaś i chętnie chciałabym za pierwszą część opowieści o rosyjskiej agentce!
Faktycznie, trochę dziwne podejście autora do podziału między Amerykanów-idealnych, a Rosjan-złych. A jeśli chodzi o wstawki po rosyjsku, to myślę, że nie przeszkadzałoby mi to, a wręcz biorę tę rzecz z zaletę. Na pewno dodaje uroku plus język rosyjski jest, moim zdaniem, genialny!
Pozdrawiam Cię serdecznie
zawsze z wielkim zainteresowaniem czytam recenzje książek. Dobra lektura to podstawa, na weekend i na co dzień, dzięki
Zainteresowała mnie ta książka. Zapytam w bibliotece. Pozdrawiam Agnieszko. 🙂 .
Brzmi interesująco, szczególnie mnie zaciekawiły przepisy kulinarne 🙂
Chętnie poznam tę serię. Nie wiem co mnie bardziej przekonuje: wstawki z rosyjskiego czy przepis kulinarny 🙂 Pozdrawiam serdecznie!