Powiem Ci, tak między nami, że w styczniu miałam okazję na własnej skórze przetestować popularną filozofię kaizen. Metoda małych kroczków to coś, o czym powie Ci każdy szanujący się coach. Ja najbardziej odczułam to ostatnio na macie treningowej…
Mój plan treningowy na styczeń miał być taki – trzy razy w tygodniu ćwiczę na macie, trzy razy biegam. Półmaraton sam się nie przebiegnie. Jest to jedno z moich postanowień noworocznych i postanowiłam się go trzymać mocno. Ewka wystartowała z ciekawym projektem treningowym – #bodyandmindzchodakowska, żal było nie skorzystać. Jednak byłam już mądrzejsza – wybrałam poziom dla początkujących. Na spokojnie, ale regularnie. Na papierze i w myślach wszystko wydawało się idealne – no co mogło pójść nie tak?! (tak…też parskam śmiechem jak to piszę)
Na bieganiu poległam…
już po pierwszym razie. Trzymając się tradycji, poszłam na dłuższe wybieganie 1 stycznia. Zwykle startowałam w zawodach „Bieg Cyborga” w Parku Śląskim, ale w tym roku, z wiadomych, covidowych względów, niestety bieg się nie odbył. Wyszłam zaczynając jak zwykle głową, czyli – tak 5, może 6 km na dobry początek. A skończyłam sercem: jaaaak mi się fajnie biegnie, no to dobiję do tych 12 km. Na drugi dzień zaczęły boleć mnie zatoki. Kolejny raz. Ta zależność powtarza się od mniej więcej połowy listopada. Niestety, nie jest mi dane dreptać w śniegu. Muszę poczekać do wiosny. Co więc robić, gdy bieganie wypadło z planu?
Położyłam się na macie…
Stwierdziłam, że jak nie tak, to inaczej. Nie wzmocnię swojej kondycji przez bieganie, to poćwiczę z Ewką. Wciąż brałam udział w projekcie #body… przez 6 dni w tygodniu miałam rozpisany 30 minutowy trening (w tym 1 sesja jogi), raczej z tych lżejszych. Do tego dokładałam sobie 3x w tyg 20 min , a 2 x w tyg 40 min na rowerze stacjonarnym. Dzięki temu, że ćwiczę i pracuję w domu, mogłam sobie wszystko tak ułożyć, aby znaleźć czas. I bywało, że stawałam na macie dopiero o 22:00.
Ale się zawzięłam. Chciałam sobie zwyczajnie udowodnić, że dam radę wytrwać w postanowieniu. Może i mój pułap tlenowy nie poszybuje w kosmos. Z pewnością też wiosną nie pochwalę się świetną, biegową kondycją. Ale zadbam o siebie na spokojnie i…na luzie. Gdyby coś takiego ktoś mi zaproponował jakieś 5 lat temu, wyśmiałabym go, stwierdzając- no jak ćwiczyć, to na maksa! Skończyło się kontuzją kolana, przetrenowaniem i rezygnacją z ulubionych aktywności przez trzy miesiące. Mając prawie 36 lat wiem już, że metodą małych kroków nie osiągnę szybkich spektakularnych efektów. Ale zapracuję na świetną kondycję na lata.
Mniej znaczy więcej…
Jeżeli czekasz na happy end, w stylu: po miesiącu ćwiczeń zrzuciłam X kilogramów, albo też z brzucha zeszło mi 5 cm...to przykro mi, nie doczekasz się. Kiedy 1 lutego zwyczajowo mierzyłam talię, brzuch i biodra, wyniki nie różniły się od tych ze stycznia. Kilogramowo również wszystko było tak samo. I żeby nie było, na 31 dni stycznia, 7 dni odpoczywałam bez treningu. Zapytasz więc – no to chyba trzeba coś zrobić, żeby ruszyło?
Nigdy. Przez ten miesiąc codziennych ćwiczeń wpadłam w przyjemną rutynę. Nie widać tego w pomiarach, ale ja sama czuję się o wiele lepiej. Bardziej giętka, rozciągnięta, silniejsza. Nie boli mnie kolano, nie narzekam na biodro /a bywało tak przy cięższych treningach/ Nie mam dotkliwych bóli mięśni. Zakwasy owszem, są, ale moje ciało szybko się regeneruje. Do tego nie bolą mnie już zatoki. Mam więcej energii i jestem jakaś taka…bardziej pozytywnie nastawiona do wszystkiego.
Koszulka którą noszę…
na zdjęciach, bardziej zapewne pasuje do super szybkiego motoru albo też zwrotnego samochodu niż maty. To oryginalna japońska koszulka Suzuki, zrobiona z bardzo przyjemnego materiału. Dobrze wykonana, sprawdziła się nie tylko podczas treningów, ale i jako fajny dodatek do codziennego looku. Do kupienia, z gwarancją oryginalności w sklepie Części Suzuki – Enduro7. A dokładniej tu: link do koszulki
Jestem ciekawa, jakie jest Twoje nastawienie do ćwiczeń i ogólnej aktywności fizycznej – oczekujesz szybkich efektów, czy też podchodzisz bardziej na luzie?
P.S. Wiedziałaś, że koncern Suzuki produkował kiedyś samochód o nazwie Cappuccino?! =) Szkoda, że wycofali go już z produkcji…
Rzeczywiście praca w domu ułatwia rozplanowanie całego dnia. Szkoda, że te biegi w Listopadzie Tobie odpadły ale może ciało się przygotuje inaczej. Kiedyś codziennie jeździłam rowerem stacjonarnym po 4h i sam ten fakt powodował u mnie mocną kondycję. Teraz robię doktorat i już tyle nie jeżdżę i mimo, że kondycję mam to i tak widzę jaka jest słaba w porównaniu do mnie z 4 lat wstecz.
O rany, 4 godziny dziennie to naprawdę sporo, musiałaś mieć naprawdę świetną kondycję. Teraz po prostu masz ciśnienie na inną sferę życia. I dobrze. Taka kolej rzeczy…
Ja miałam ambitny plan wziąć się za siebie, ale jakoś mi to nie wychodzi :P:P
To zrób normalny plan. Nie ambitny, nie przeciążony. Dwa razy w tygodniu. Godzina tylko dla Ciebie i ćwiczeń:)
Najważniejsze jest to, że ty sama czujesz się lepiej kochana. 😊
Ja poległam w dosłownym tego słowa znaczeniu, przez zaparowane okulary z wiadomych względów, źle wymierzyłam ominięcie schodu i póki co – mam kontuzje barku i kolana. Poza tym dałam sobie na luz. Ostatnio słuchałam ciekawej rozmowy z trenerem o ćwiczeniach w chorobie Hashimoto i wszystko mi się rozjaśniło. A ja ciągle się zastanawiałam – dlaczego im więcej – tym gorzej, a wszystkiemu winien kortyzol.
O rany, współczuję! Mam nadzieję, że szybko wrócisz do pełnej sprawności. Kontuzja to prawdziwe złoooo;/
Bardzo dużo się teraz ruszam. Kluczem było znalezienie odpowiedniego rodzaju aktywności, bo przedtem byłam typowym kanapowcem. Jak nie mam czasu ćwiczyć, to jestem wściekła 😉
Oj to to! znam to uczucie;)
Ja nie lubię aktywności fizycznej. Nigdy nie lubiłam ćwiczyć.
A ja Ci powiem, że jeszcze nie odnalazłaś takiej, która daje Ci prawdziwą radość.
Słyszałam tylko o modelu Suzuki – Swift.
Zdecydowanie należy pracować nad kondycją, ale małymi kroczkami! Przez to, że kilka lat temu ćwicząc na siłowni chciałam szybko i spektakularnie (często przeciążając układ kostny) zrzucić nadprogramowe kilogramy, nabawiłam się nieodwracalnych, dokuczliwych zmian w kręgosłupie.
No właśnie. Bo jak widzimy fajne ciało na insta, to chcemy mieć takie samo. I najlepiej szybko. A tu trzeba małymi kroczkami. 🙂
u mnie metoda małych kroczków jest chyba instynktowna, ćwiczę wyłącznie dla zdrowia – niestety odkąd zamknęli siłownie to już tylko jogę w domu
Masz doskonałą figurę – joga więc Ci służy:D Mam nadzieję, że otworzą siłownie. Chociaż sama nie chodzę, widzę po znajomych, jak im tego brakuje.
Jakiś czas temu ćwiczyłam 5-6 razu w tygodniu, ale przestałam. Nie widziałam efektów i straciłam motywację. Myślę jednak czy do tego nie wrócić.
Wiesz co, wróć do ćwiczeń 3 razy w tygodniu. I daj sobie trzy miesiące. Trzy na trzy. Poczujesz różnicę:)
Od około półtora roku mam identyczne nastawienie do aktywności, jak Ty – metoda małych kroczków. Nie świruję na punkcie wagi, oponki na brzuchu, tylko wpadam w rutynę z ćwiczeniami i codziennie około 21 ćwiczę z aplikacją. Chciałabym też wrócić do moich długodystansowych spacerów po pracy, ale nadal home office i tak wychodzić bez celu nie zawsze się chce. Ćwiczę dla samej siebie, by się lepiej czuć. Już dawno wybiłam sobie z głowy to, by wyglądać jak modelka. Ćwiczenia mają mi dać dobre samopoczucie, jak sama zauważyłaś: ciało bardziej giętkie, rozluźnione, rozciągnięte. A taka umiarkowana aktywność ma procentować na starość, bym wieku 70 lat mogła sama zawiązać sobie buty, czy wdrapać się na czwarte piętro po schodach. 😉
A wiesz, ja polubiłam nawet tą moją oponkę na brzuchu. Pozostała po ciążach i jakoś nie chce się wypłaszczyć;) Poza tym, mam wrażenie, że to tam lądują te wszystkie pączki, czekoladki i burgery na które rzucam się od czasu do czasu. Coś za coś. A że lubię jeść…to lubię też tę oponkę ;)))
Witaj Agnieszko to wspaniale, że ćwiczysz i jeszcze pięknie wyglądasz ! ja ćwiczę jogę i to wszystko co robię jeśli chodzi o aktywność w mojej pracy muszę dużo pamiętać więc najbardziej ćwiczę pamięć i cierpliwość do studentów pozdrawiam ciepło
Joga to naprawdę wymagające ćwiczenia. Sama nabrałam dużo pokory do swojego ciała odkąd czasem zabieram te ćwiczenia na matę. Co do ćwiczenia cierpliwości…ech… to chyba się nie da;)))
Ty lepiej zagoń do ćwiczeń tego pana, co tam sobie w tle wypoczywa. 😀
Ładnie wyglądasz.
Haha, dzięki. Ty to zawsze wszystko musisz wypatrzeć;P
Ależ ja nawet się specjalnie nie przyglądałam. Naprawdę. 😀 Pan ci się, że tak powiem, rzuca w oczy. 😀
Wiesz jak u nas na Śląsku mówi się w takiej sytuacji? Ja, yhym ;P ;)))
A propos Śląska. Ja się dopytuję kiedy będzie dla mnie nowa partia Szkloków. Bom ja Maszkeciorz. 😛
Sprawdzi pocztę 😉
W moim przypadku póki co sprawdzają się tylko spacery. Ale tempo mam porządne 🙂
Ja niestety lubie szybkie efekty. Jak przez długo czas nie widzę to się zniechęcam. Ostatnio wróciłam do ćwiczeń po długiej przerwie 🙂
Szkoda, że nie wszystkie Twoje plany się udało zrobić. Jednak i tak zazdroszczę Ci figury. Ja sama zakupiłam sobie niedawno matę, ale wstyd się przyznać, ale ćwiczyłam na niej może z 20 razy. Sama zabieram się do biegania, ale dopiero na wiosnę. Jedynie co mi w styczniu wyszło to zakupienie sobie całego zestawu Yerba Mate. 😉
U mnie z bieganiem też nigdy nie wypaliło i już się za ten sport nie zabieram. Cwiczyłam kiedyś regularnie w domu i w klubie fitness, ale od jakiegoś czasu nie robię nic w tym kierunku, bo brakuje mi doby, bardziej skupiam się na żywieniu.
Myślę, że aktywność potrzeba dostosować do własnym możliwości. Oczywiście wszelkie planowanie ma swój cel, bo pomaga nam się zmobilizować, lecz nic na siłę, a na miarę możliwości.
Moje wielkie plany przerwała niestety choroba – po dwóch tygodniach będę mogła wrócić do planu, ale jak wiadomo, po chorobie wygląda to troszkę inaczej. Dodatkowo boję się o bieganie, bo wiem że moje płuca i ogólna wydolność oddechowa została mocno pokiereszowana przez chorobę. Jednak Twój wpis mnie zmotywował, bo wiem jaka to radość ćwiczyć regularnie!
pozdrawiam :))
Po takiej chorobie nic na siłę. Serio. Priorytetem niech będzie najpierw powrót do pełnej sprawności i dobrej kondycji zdrowotnej. O bieganie isę nie martw, dasz radę:)
Super koszulka, widać że dobrej jakości. I też przyznam, że metoda małych kroków jest skuteczna. Ja nie jestem i nigdy nie będę zwolennikiem katowania się ćwiczeniami
P.s bardzo fajna zmiana bloga 🙂
Zawsze podchodziłam na luzie, a teraz tym bardziej. Agniesiu, przepraszam, ale 22, czy to nie za późno na ćwiczenia?