Grudzień witam z uśmiechem. Lubię ten czas oczekiwania do Świąt Bożego Narodzenia. Gdy wyłączysz telewizor, nic nie jest w stanie obrzydzić Ci tego czasu. W tym roku będzie odrobinę inaczej, mniej spotkań na żywo, więcej wirtualnie. Ale…póki jeszcze nie ogarnęła mnie przedświąteczna gorączka, pora powspominać, co takiego fajnego działo się w listopadzie. Zapraszam na najbardziej aromatyczne chwile!
W ostatni w miarę ciepły…
weekend listopada, pojechaliśmy do Zakopanego. Ostatni raz byłam tam jakieś…28 lat temu. Jako siedmiolatka trochę inaczej postrzegałam to wszystko. Bardziej mi się podobało. Zupełnie nie rozumiem polityki tego miasta dotyczącej chociażby ogromnych billboardów zasłaniających góry. Albo tego, że bezpłatne miejsca do parkowania są usuwane na rzecz parkingów prywatnych. Żeby to jeszcze szło na Tatrzański Park Narodowy. Ale to leci do prywatnej kieszeni. No i za wszystko musisz słono płacić. Do tego plastik Krupówek, wieś śpiewa i tańczy na Gubałówce… Chociaż na Kasprowym było pięknie. Nie mogę się doczekać, gdy moje Baby będą na tyle duże, że będziemy mogli wybrać się na górskie szlaki. Bo do samego miasta nie ma po co jechać… Na szczęście dla nas, większość atrakcji była zamknięta, a ludzi raczej mało. Nie chcę nawet myśleć, co tam się dzieje w wakacyjnym sezonie…
Listopad był aktywny…
do mniej więcej połowy miesiąca. Biegałam regularnie, ćwiczyłam. Czułam się świetnie. Jednak podczas jednej z przebieżek chyba mnie zawiało- pojawił się ból zatok, głowy i ogólne osłabienie. Odpuściłam, skupiając się na tym aby wyzdrowieć. Ból minął po kilku dniach, ale osłabienie zostało na dłużej. Po dwóch tygodniach znowu wracam do aktywności.
Plany biegowe na grudzień mam niewielkie. Chociaż mało się o tym mówi w tym roku, to sprawa jakości powietrza i smogu wcale nie rozwiała się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A jeżeli dodam do tego, że wcześnie rano jest ciemno i po 16:00 również…to nie ma za bardzo kiedy wyjść na spokojnie pobiegać. Nie zawsze udaje mi się wyrwać w ciągu dnia. Nic to jednak, skoro nie na ścieżce biegowej, to ruszam się na macie. Niezawodna Choda wystartowała z nowym, fajnym wyzwaniem dla początkujących i zaawansowanych. Darmowe lajfy treningowe trzy razy w tygodniu…no żal nie skorzystać, do czego i Ciebie namawiam!
W domu okupujemy komputery…
bo Młoda uczy się w swoim pokoju. ja pracuję w kuchni a M…w salonie. Do mniej więcej 13:00 – 14:00 jest czas i możliwości by popracować. Potem wraca z przedszkola Mała i cały dom nagle robi się głośny. Tak… nauczanie zdalne okazało się nie takie znowu straszne. Jednak spowodowało, że więcej siedzimy niż się ruszamy, więc staram się wychodzić z moimi Babami chociaż na krótkie spacery.
Blogowo było prawie wzorowo…
pisałam posty z wyprzedzeniem. Nawiązałam fajną współpracę z jedną z księgarni internetowych, która w zamian za recenzje na blogu przysyła mi książki. I tu uwaga – takie, jakie sobie wybiorę z nowości. Dla mnie to szok, bo zwykle tytuły były mi narzucone. A zamawiając książki ze sztukatera, musiałam się godzić również na książki które niekoniecznie jednak mnie interesują. Nie nadążałam jedynie z komentowaniem u Ciebie na blogu na bieżąco, co postaram się poprawić w grudniu.
No i zrezygnowałam z kawy…
o czym pisałam już wcześniej. Tak. Pisząc ten tekst popijam sobie zieloną herbatę z porcelanowej filiżanki. Rzucenie kawy, gdy wypijało się średnio 5 filiżanek dziennie, może być trudne. Mam chwile słabości. Tej kawy po prostu brakuje mi w mojej codzienności. I coraz częściej łapię się na tym, że nie chodzi o samą kofeinę a o…celebrację chwili. Ech…byle do 25 grudnia!
Oto moje najbardziej aromatyczne chwile listopada. A jakie są Twoje?
Ależ zazdroszczę Tobie tego Zakopanego! 🙂
Poruszyłaś bardzo ważny temat – praca barterowa z wydawnictwami/księgarniami. Oni książka – ja recenzja.
Zakładając bloga czytelniczego brałam to pod uwagę, ale to narzucanie… Dlatego wolę współpracować tylko z dwoma wydawnictwami, ale mieć wolność wyboru. Trochę szkoda mi czasu na czytanie książek, które nie bardzo mnie interesują…
Miłego grudnia zatem życzę!
Dla mnie listopad był bardzo trudny miesiącem i cieszę się, że się skończył. Zupełnie nie czuje atmosfery nadchodzących świąt.
Cieszę się kochana, że mogłaś sobie gdzieś wyjechać i trochę odetchnąć.
Jeśli chodzi o współpracę z wydawnictwami, to ja mam jakoś tak, że nie mam większych problemów. Odpukać w niemalowane. 😊
nie wyobrażam sobie rezygnacji z kawy, ja wypijam trzy. Podziwiam Cię za taką silną wolę, ja nie dałabym rady:)
Zdjęcie z Parku Śąskego mnie zachwycił na insta 🙂 dla takich widoków warto wyrwać się z domu.
W Zakopanem też nie byłam dobre kilka lat, a kiedyś każde wakacje byliśmy w górach.
Pozdrów ode mnie Park Śląski – tyle pięknych wspomnień, niby teraz daleko nie mieszkam, ale jakoś mi ciągle nie po drodze 🙂
Dobrze, pozdrowię jak będę następnym razem;)
No bardzo fajny miałaś listopad. Zrobiłaś mi smaka na kawę więc napiję się dla siebie i za ciebie 😉
Ech… no tak. Byle do Świąt;)
Wyprawa w góry – cudnie. 🙂
Aga, co ty możesz wiedzieć o wyłączaniu telewizora, no naprawdę…
Aktywność jak najbardziej na plus, ale……………
…………Mam nadzieję, że nie wybiegałaś sobie covida… 😛
Grudzień będzie jeszcze lepszy, zobaczysz.
Uściski i takie tam.
Przypomniał mi się Boguś Linda ze swoim, co ty wiesz o zabijaniu...;P
Super, że miałaś taki aktywny miesiąc. Ja bez kawy jednak nie mogłabym żyć.
Myslę, że jesteś na takim etapie życia, że bez kawy faktycznie ani rusz!
Fajnie Agnieszko że dbasz o siebie bo i wyjazd- nowe bodźce, świeże powietrze, pozytywna zmiana, a jeszcze stała aktywność fizyczna, i jeszcze będziesz czytać ciekawe książki a ja z chęcią przeczytam Twoje recenzje pozdrawiam
Zakopane – zazdroszczę, po górach już nie chodzę, zostają mi dolinki. Z kawy nie potrafię zrezygnować. Miłej niedzieli…
Chyba ostatni raz byłam w Zakopanem 10 lat temu. Wcześniej jeździłam tam systematycznie, zwykle w porze letniej. Zakopane jako baza wypadowa – oczywiście tak, miasto – zdecydowanie nie.
Kawę piję dwa razy dziennie. Delektowanie jej zapachem i smakiem sprawia mi ogromną przyjemność. Bywały krótsze lub dłuższe okresy, kiedy musiałam się jej wyrzec, ale powrót do nałogu bardzo mnie cieszył.
Podpisując się pod komentarzami zostawianymi na naszych blogach powinnaś na czas kawowej abstynencji zmienić formę pozdrowienia – „znad filiżanki kawy” zastąpić np. – znad filiżanki herbaty.
Pozdrawiam:)
W kwestii podpisu, to jakby mój znak firmowy, podpisuję się więc „pozdrawiam serdecznie znad filiżanki…ech. Byle do Świąt;) ” i wydaje mi się to jak najbardziej OK:)
Zazdroszczę Zakopanego, moje ukochane Tatry, to już dwa lata bez nich 🙁
To całkiem udany miałaś listopad! Mój minął mi niesamowicie szybko, nie wiem gdzie podział się ten miesiąc! Sporo się uczyłam, zresztą tak jak i teraz. Mój blog niestety trochę na tym ucierpiał, ale mam nadzieję,że uda mi się nad wszystkim zapanować. Na razie jestem w świątecznym nastroju i wszystko wydaje się takie bardziej pozytywne i nawet długie siedzenie przy laptopie nie jest takie złe, kiedy na biurku wiszą juz lampki i stoją świąteczne figurki!
Pozdrawiam 😉
Ja Zakopane omijam szerokim łukiem. Wolę ciche i spokojne podhalańskie wioski i puste szlaki po stronie Słowackiej.
I ja chyba tak będę robić…niech tylko otworzą granice;) Czyli niech ta pandemia się skończy…
No nie wierzę! Z kawy zrezygnowałaś?….Trzymaj się w takim razie w swoim postanowieniu! Ja bym z perfum chyba nie umiała;). Ale za to pochwalę się, że już od pół roku – najpierw chodziłam na fitness a ostatnio biegam, bo fitness mam zamknięty…Ale cieszę się ze ruszyłam się w końcu:). Zdrówka, abyś też mogła biegać:).
Zrezygnowałam do Świąt… i nie jest łatwo. Ale trzymam się mocno! Cieszę się, że ruszyłaś na biegowe trasy! Brawo!
Aguniu, lubie te Twoje podsumowania. Tak jakos tchna otucha i dodaja nadziei, ze jeszcze jest normalnie, ludzie zyja, pracuja, maja plany. Jakos mnie to motywuje 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂