Dzisiaj przyszła kolej na książkę, która zabiera nas w podróż do przeszłości. Konkretnie do czasów Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Będziemy wraz z dwoma dzielnymi oficerami i jednym szlachcicem szukać przyczyn dziwnych wydarzeń w jednej z małych, bieszczadzkich wiosek. Wszystko wskazuje na strzygę lub wilkołaka…ale, czy napewno?
„Mroczny zew” Maciej Liziniewicz to nowość, druga część cyklu opowieści o Nadolskim i jego kompanii. Jeżeli, podobnie jak ja, nie przeczytałaś pierwszej części „Czas pomsty”, spokojnie możesz zacząć też od drugiej odsłony. Mimo że pewne wątki są kontynuowane, to czytelnik bez problemu orientuje się co i jak.
Mamy tu historię…
rozgrywającą się w XVII, w I Rzeczypospolitej. Dwaj zagraniczni oficerowie, Saksończyk Werner Stiller i Szkot William Murray są na służbie u arcybiskupa Próchnickiego. Zostają przez niego wysłani z tajną misją rozeznania się w małej bieszczadzkiej wiosce, gdzie mieszają się ze sobą wpływy katolickie i prawosławne, a osobiste interesy okolicznej szlachty są ważniejsze niż dobro okolicznej ludności. A gdyby tego było mało, w grę wchodzi tu jeszcze widziana ponoć Strzyga. Po pewnym czasie, wiedziony swoimi motywami, dołącza do oficerów również szlachcic, Żegota Nadolski. I rozpoczyna się gra, której stawką jest czyjeś życie i…sumienie.
Na początku…
kompletnie nie mogłam się wstrzelić w styl tej książki. „Mroczny zew” Maciej Liziniewicz napisany jest bowiem trochę specyficznie – wypowiedzi bohaterów są adekwatne do czasów w jakich ta historia się rozgrywa. Jednak, gdy po kilku stronach weszłam już w ten niecodzienny dla mnie rytm, kompletnie przepadłam. Akcja jest dynamiczna i momentami naprawdę zaskakująca. Opisy dobrze skonstruowane, podobnie jak sceny pojedynku. Przyznam, że niezwykle miło było zanurzyć się w tej historii.
Mroczny zew…
to opowieść, która będzie Cię wodzić za nos prawie do ostatnich stron. Duże brawa dla autora za rzucanie tzw. okruszków, które mają czytelnika naprowadzić na rozwiązanie tajemnicy, lecz w rzeczywistości kompletnie wyprowadzają go w pole. Nie chcąc psuć przyjemności z czytania, powiem tylko, że mimo, iż mamy trochę inne czasy, to w ludzkiej naturze jednak niewiele się zmienia.
Komu polecam? Z pewnością wielbicielom historii Polski i nie tylko. Myślę, że wielbicielom fantastyki również powinna się spodobać. Jest to opowieść idealna na długie, jesienne, deszczowe popołudnie…z filiżanką kawy rzecz jasna;)
To zdecydowanie cykl dla mojej drugiej połówki. 😊
Zainteresowała mnie. Zapytam w bibliotece. 🙂 .
Książka raczej nie trafia w moje gusta wiec raczej odpuszczę 🙂 ale znam osoby, które z pewnością by zaciekawiła 🙂
Ale jaka okładka klimatyczna!
[Gdyby dialogi były napisane autentycznym językiem – współcześnie nie zrozumiałabyś z tego ani słowa, serio. Któryś autor fantastyki, z wykształcenia historyk, zrobił taki eksperyment. Pół rozdziału napisał tak, jak ongiś bywało. Odkryłam, że na łacinie to chyba spałam, że o francuskim zapomnij, nie wspominając o rosyjskich naleciałościach XD. ]
Recenzja jak zwykle świetna i sięgnę w wolnym czasie, bo to jak najbardziej moje klimaty.
To może mnie zainteresować. 🙂
To zdecydowanie nie dla mnie.
na pewno szlacheckie historie bywają pasjonujące:))
Bardzo lubię być wyprowadzana w pole przy czytaniu tego typu książek. Jestem na tak.
Ja myślę że to jedna z tych książek które bym czytała i niewiele rozumiała. Ale plus za dynamiczna akcje bo nie lubię takich powolnych nudnych historii
Tytuł mi sugerował, zupełnie coś innego-ale napewno przeczytam książkę;bardzo lubię lektury z wątkiem historycznym 😀
Pozdrawiam
Bardzo ciekawa pozycja, taka hmmm… nieoczywista 🙂 Chętnie po nią sięgnę, lubię takie klimaty 🙂
Pozdrawiam ciepło, Agness:)
To taka książke, której trzeba poczuć klimat
Strzyga, Zawsze fascynowało mnie to słowo. Strzyga. Strzyga.
Żegota – naprawdę jest takie imię? Mi to nawet słownik podkreśla jako błąd. Z drugiej strony „Tamarę” też mi podkreśla, także…
Żegota jak Mlekota i Blekota z „Arabeli” 😀
Hmmm a wiesz ostatnio czytałam debiut Borowiec – „Gwiazda szeryfa”, bardzo podobna tematyka.