Dzisiaj kosmetyczny wtorek będzie bez głównego bohatera. Wszystko zaczęło się od reklamy na instagramie. A potem…potem zaczęłam się zastanawiać nad tym, ile w naszym kobiecym życiu znaczy makijaż i umiejętność jego poprawnego wykonania…
Zaczęło się od reklamy…
która wyglądała mniej więcej tak: kobieta, na oko koło trzydziestki, w krótkich słowach przeplatanych migawkami zdjęciowymi, pokazuje swoją drogę do sukcesu. Z naturalnej, pięknej dziewczyny stała się kobietą która doskonale radzi sobie w ciężkim biznesowym świecie. Z tego co mówi zrozumiałam, że udało jej się głównie dzięki…makijażowi i doskonałej autoprezentacji. To ona otworzyła większość drzwi w jej karierze i to właśnie tego chce nauczyć swoje podopieczne na kursie.
Oczywiście, reklamując kurs wygląda idealnie – mocne konturowanie twarzy, pełne pomalowane usta, oko zrobione od sztucznych rzęs, przez smoky eye, na perfekcyjnie wystylizowanych brwiach kończąc. Miałam wrażenie, że patrzę na klona tych wszystkich celebrytek- makijaż i prezencja od jednego stepla. Krótki filmik namawia i kusi, że dzięki dobremu makijażowi zyskasz pewność siebie i zdobędziesz umiejętności, które pozwolą ci spełnić marzenia.
Dodam jeszcze, że prowadząca kurs jest makijażystką gwiazd, rozchwytywaną wszędzie. Z kanałem na youtube i wieloma tysiącami fanów na instagramie. Chyba gdzieś nawet mi mignęła na ubiegłorocznym festiwalu See Bloggers (zobacz: See Bloggers – relacja), gdzie jako prowadząca warsztaty, była ambasadorką jakiejś marki. I zaczęłam się zastanawiać…
Czy makijaż jest aż tak ważny?
popatrzyłam na siebie – lekki krem BB i tusz do rzęs to mój makijaż na czas zarazy. Ale gdy jeszcze można było swobodnie wychodzić, mój codzienny makijaż stanowił podkład lekko kryjący, muśnięcie bronzerem, tusz i eyeliner. Gdy miałam wenę i czas, to jeszcze jakiś lekki smoky eyes.
Uwielbiam oglądać filmiki, w którym dziewczyny pokazują krok po kroku jak tworzą idealny makijaż. Taki z bazą, kryjącym podkładem, mocnym konturowaniem i całą resztą. To niesamowite, jak za pomocą kilku kosmetyków powstaje zupełnie nowa twarz! /szpachla, szpachla i jeszcze raz…szpachla/ Wyraziste spojrzenie, uwydatnione kości policzkowe, duże usta i…tak dalej. Trzeba mieć niezłą wiedzę i dobrą rękę, aby z twarzy zaczerwienionej, niejednokrotnie pokrytej chrostkami czy pryszczami, zrobić jedwabiście gładką i wyglądającą idealnie twarz. Zastanawiam się jednak, jak w takim makijażu przeżyć dzień? Przecież skóra się poci, „wyświeca”, zatkane pory dają o sobie znać…
Bez makijażu jak bez ręki?
Niekoniecznie. Właściwie, to wspomniana na początku reklama przemknęła by bez echa, gdyby nie jedno zdjęcie. Była na nim prowadząca kurs, zupełnie bez makijażu, z naturalnym uśmiechem, promienną cerą i błyskiem w oku. Komentarz do tego był mniej więcej taki – kiedyś byłam szarą myszką a teraz popatrz na mnie! I tu zdjęcie w pełnym make-upie. Czy faktycznie wygląda lepiej? Hmmmm kwestia przekonań. Ona z pewnością uważa, że tak.
Pojawia się więc pytanie… czym jest dla Was makijaż?
i czy kobieta sautè jest passe? Nie mówię tu o codziennym życiu w czasach zarazy, gdzie wychodzimy z domu sporadycznie i to jeszcze w maseczkach i okularach przeciwsłonecznych. Czy chodzicie do pracy lub na ważne spotkania bez grama make-upu?
Przyznaję, że ja zwykle się maluję. Nie jest to mocna szpachla, nie jest to ostre konturowanie. Ale w makijażu faktycznie lepiej i pewniej się czuję. Może gdybym skorzystała z tego kursu, zamiast niszowej blogerki, zawojowałabym blogosferę?! 😉
Czym jest dla Was makijaż? Codziennym rytuałem bez którego nie wyobrażacie sobie wyjść z domu? Czy może wręcz przeciwnie, nie malujecie się wcale?
Makijaż… dla mnie jest to sposób na podkreślenie atutów i ukrycie niedoskonałości 😉 jednak na co dzień, nawet do pracy, unikam mocnego makijażu. Dobra pielęgnacja pozwala mi na ominięcie podkładu, pudru czy kremu bb. chowam jedynie cienie pod oczami korektorem i maluję rzęsy, czasem nałożę cień 🙂 Nie jest mi to potrzebne, gdyż już dawno zaakceptowałam swój wygląd i to daje mi pewność siebie. Owszem, w makijażu czuję się przebojowa i trochę ładniejsza. lubię się makijażem bawić, konturować twarz ale wszystko z umiarem. Tak naprawdę najpiękniejszym „makijażem” kobiety jest jej uśmiech 🙂 i tego się trzymam
„Tak naprawdę najpiękniejszym „makijażem” kobiety jest jej uśmiech” – sama prawda! również się z tym zgadzam:D
Przyznaję, makijaż pomaga w byciu bardziej pewną siebie, jednak nigdy nie byłam „wyznawczynią” przysłowiowej szpachli na twarzy, w której ja to już nie ja. U mnie wszystko zależy od stanu mojej cery (i od tego, jak bardzo mi się chce:)), jak jest w porządku, to nie maluję się wcale albo bardzo delikatnie. Jak już jest gorzej, to bardziej przykładam się do makijażu, chyba po to, by lepiej czuć się sama ze sobą. Czasem są dni, gdy chcę się bardziej wyszykować, ale i tak uważam, że najlepszy makijaż to taki no make up z uśmiechem. Szpachla nie jest dla mnie 🙂
Haha, to mamy podobnie. Czasem lubię się „wyszpachlować”, ale to na jakieś ekstra wyjścia, w których muszę wyglądać perfekcyjnie….
Ja w makijażu czuje sie dużo pewniejsza siebie. Makijaż pozwala mi ukryć jakieś drobne mankamenty urody. Ogólnie to nie jestem zbyt dobra w malowaniu sie ale to co potrafię jakos mi tam wystarcza 😀 aktualnie podczas zarazy i pracy z domu nie maluje sie- moze raz na jakis czas zrobię sobie delikatny makijaż. Dla mnie podstawa w makijażu jest zatuszowanie worków pod oczami bo bez korektora wyglądam jakbym była chora ;p
A u mnie podstawa to rzęsy…myślałam nawet nad takimi doczepianymi, ale to jednak nie dla mnie… bez tuszu do rzęs nie da rady;)
Szczerze mówiąc ja przed epidemią malowałam się rzadko, a jak już to zazwyczaj lekko podkreślałam oczy. Dla mnie nie jest to coś niezbędnego, chociaż lubię czasem się pomalować.
Myślę, że każda z nas lubi czasem podkreślić atuty swojej urody;)
Ja prawie w ogóle się nie maluję. Makijaż więc nie jest dla mnie zbytnio istotny.
Ech, szacun. Ja jednak tę odrobinę makijażu muszę mieć:)
Ja lubię czasem bez makijażu pobyć. Zwłaszcza na urlopie, wtedy to już w zasadzie nigdy sie nie maluję. 😉
Na urlopie, zwłaszcza jak jest gorąco, również się nie maluję. Wtedy totalny luuuuuz…
Ja pełny makijaż robię sporadycznie, na co dzień bardzo delikatnie – tusz, neutralne cienie do powiek itp. Takie totalne, delikatne podstawy ;). Nie mam jednak problemu z wyjściem zupełnie bez makijażu i często też ograniczma się pomadki 😛
Zauważyłam, że czasem wystarczyła tylko pomadka w odrobinę intensywniejszym kolorze i ona robiła cały makijaż:) No ale teraz, z maseczką, to raczej nie wchodzi w grę;)
Ojej, temat rzeka! 😀 Kiedyś nawet po zakupy na drugą stronę ulicy, nie wyszłabym bez makijażu. A teraz? Jak mam hennę na brwiach i rzęsach, to tylko krem bb i lekka pomadka w delikatnym, różowawym odcieniu. Lubię też czasami się odpicować, wymalować tak od a do z. Jak to napisałaś ładnie: „szpachla, szpachla” i …. od razu inna twarz. Ale to tak tylko na randki z moim M. 🙂 Zresztą tak się odzwyczaiłam od pełnego makijażu, że jak pojechałam wymalowana tylko na ślub do kościoła, do mojej koleżanki, to nie mogłam się doczekać tego, kiedy wrócę do domu i będę mogła umyć twarz, nałożyć tylko krem i oddychać swobodnie, razem z moją skórą.
Oj znam to uczucie- mam tak gdy użyję jeszcze bazy wygładzającej pod podkład. I skóra wygląda naprawdę idealnie, ale ja marzę tylko o tym, by ją zmyć…
Tak, tak, a po powrocie prawie biegiem do łazienki, jak za potrzebą. 😀
Ja do pracy maluję się zawsze.W świecie zdominowanym przez mężczyzn w ten sposób okazuje swoją wyższość i poniekąd władze.Może głupie, ale podświadomie to działa.Pozdrawiam
Coś w tym jest. I wcale nie jest to głupie – to zwykła psychologia:D Makijaż naszą tarczą!
Przyznam, że nie fascynuje mnie oglądania makijażowych tutoriali na YT. Stawiam na naturalność. Nie lubię mieć za dużo na twarzy. Kiedyś ciężko było mi wytrzymać z kremem, ale się przyzwyczaiłam. 😀 Na co dzień mój „makijaż” ogranicza się tylko do zakrycia korektorem ewentualnych niedoskonałości, a od wielkiego dzwonu pomaluję usta konturówką/pomadką i tyle. 😀 Dla mnie bardzo ważna jest za to pielęgnacja i bez nałożenia kremu z filtrem, kremu pod oczy i ochronnej pomadki nie ruszam się z domu. 😉
Przesyłam Ci słoneczne pozdrowienia! 😉
Masz rację, bez dobrej pielęgnacji, żaden makijaż nie pomoże na dłuższą metę…
Czasami jestem również zdumiony widząc czyjąś twarz całkowicie zmienioną makijażem. Dzięki tak niewidocznemu oryginalnemu kitowi do makijażu twarzy.
Haha, oj tak, można się zdziwić;)
Nie mam problemu z tym, żeby wyjść gdzieś bez makijażu, ale najczęściej usta, rzęsy i trochę korektora jednak nakładam. 😊
U mnie podobnie, tylko bez korektora. Delikatny podkład robi dobrą, codzienną robotę;)
Szczerze? Jakoś lepiej mi się żyje bez wykonywania makijażu 🙂
I brawa dla Ciebie:) Z tego co piszesz w komentarzach kosmetycznych wnioskuję, że raczej stawiasz na perfekcyjną pielęgnację…
Witaj Agnieszko, dla mnie makijaż to radość, lubię eksperymenty z cieniami do oczu… i lubię kosmetyki do makijażu
Kosmetyki do makijażu kuszą już samym swoim wyglądem, zgadzam się z Tobą:)
No tak Magda Pieczonka świetnie reklamuje ten kurs i wychwala makijaż pod niebiosa. Dla mnie makijaż jest tylko dodatkiem i nie noszę robię go każdego dnia. Jedynie na większe wyjścia.
Haha, a chciałam bez nazwisk. A jednak;) No to właśnie o ten kurs mi chodziło;)
Mój makijaż zalezy od dnia , sa dni ,ze stawiam na naturalność , asa takie ,że pozwalam sobie na coś zdecydowanie mocnego .
Wiadomo , że makijażem mozemy podkreslić nasze atuty, ale ważne aby bez niego też czuć sie ze soba dobrze 🙂
Pozdrawiam
Paradoksalnie to nie jest takie proste, aby czuć się bez makijażu tak dobrze jak bez. I…chyba im częściej go robimy, tym trudniej jest nam pokazać się światu bez niego…
Różnie, trochę maską, trochę podkreśleniem urody, niekiedy tapetą. Dużo zależy od tego jaki to jest makijaż i na kim leży.
Najbardziej intrygują mnie te makijaże „no makeup”. Ile tam trzeba przysłowiowej szpachli…;)
O to, to! Temat akurat dla mnie 😀
Nie mam pojęcia, co napisać, ale coś trzeba. O, to może o tym, że przypomniał mi się taki program sprzed kilku lat (chyba „Rozmowy w toku”?) gdzie gośćmi były dziewczyny, które bez makijażu nie wyobrażają sobie życia. Jedna wstawała o 4 rano, żeby zdążyć się umalować zanim jej chłopak wstanie do pracy. Byli ze sobą ze 3 lata, a on nigdy nie widział jej bez make-upu… Drugiej zadano pytanie, czy idąc na solarium też się maluje, a ona na to „Oczywiście! Przecież muszę tam jakoś dojść i wrócić”… Także tego.
Jak wiesz, ja z tych niemalujących się, ale powiem ci tak na ucho, że taką wiedzę i umiejętność chciałabym posiadać. Naprawdę. Albo żeby mnie ktoś tak profesjonalnie umalował chociaż raz w życiu.
Gdy moja mama robiła sobie makijaż na scenę uwielbiałam ją obserwować. Ale też chyba wtedy zakiełkowało ziarenko sprzeciwu i sama będąc dorosła się nie maluję. 😀
Ja makijażem zakrywam tylko zaczerwienia i przebarwienia i tyle. Bez szaleństw. Gdy mam gdzieś wyjść to nie robię dramy i spokojnie mogę wyjść bez makeupu.
Znam osoby, które przesadzają z makijażem i ich makijaż wygląda, jak przerysowany… No ale to ich wybór. Może za kilka lat będą się tego wstydzić… kto wie… A najlepsze nie sa to młode osoby… A najgorsze co może być to przerysowany makijaż i ubranie jak dla nastolatki, kobiety kora mogła być babcią 😀
Lubię makijaż ale w takim delikatnym, naturalnym wydaniu 🙂
Lubię makijaż, chociaż nie mam problemu żeby wyjść bez z domu 🙂 Pandemia sprawiła, że ciężki podkład zamieniłam na krem CC, przestałam używam bronzera i różu 😉