O tej książce również było swego czasu głośno w booksferze. I wcale się nie dziwię- bo i temat ciekawy i podejście do niego godne podziwu. Autorka zabrała się za spisywanie losów służących – pań od wszystkiego, w okresie pierwszej połowy XX wieku. A jak się czytało? Już opowiadam…
O czym to właściwie?
O losach losach kobiet w różnym wieku, które porzucały swoje rodzinne strony i wyjeżdżały do wielkiego miasta, aby podjąć służbę u Państwa. A ci musieli niejednokrotnie wszystko taką służącą uczyć, bo na wsiach jednak życie wyglądało trochę inaczej niż w mieście. Służąca która skończyła kurs, lub została przez swoją panią przyuczona do tego zawodu, stawała się niewolnikiem do wszystkiego- była gospodynią, sprzątaczką, zajmowała się zakupami, cerowaniem i szyciem… jednym słowem wszystkim co dotyczyło funkcjonowania gospodarstwa domowego.
A kiedy dodam, że były to czasy, gdy sprzęt AGD jaki znamy dzisiaj był w sferze marzeń, dochodzi do nas, jaka to była ciężka praca. Do tego słabo płatna, bez prawa do urlopu. Służące spały w kuchni na rozkładanym łóżku, nie miały ani szafy, ani swobodnego dostępu do łazienki. Osobne akty prawne, nakładające na państwa obowiązki wobec służących weszły w życie bardzo późno, a i tak nie były do końca przestrzegane.
Ta książka to reportaż. Poznajemy tu historię poszczególnych kobiet przez pryzmat autentycznych archiwalnych listów, wspomnień i zapisków. Autorka musiała zrobić ogromny research, zanim zabrała się do spisania tych historii. Lista materiałów źródłowych na końcu książki jest naprawdę imponująca.
Jak się czytało? (7/10)
Dobrze, z tendencją spadkową. Początek zapowiadał się bardzo ciekawie- książka podzielona jest na rozdziały tematyczne, które sugerują jaka dziedzina życia będzie tym razem omawiana. Jednak wraz z kolejnymi kartkami, czytelnika ogarnia znużenie i lekka nuda. Bo co innego rzucać ciekawostkami i anegdotami, a co innego przytaczać cale listy, jakie służąca pisała do swojej pani i odwrotnie.
Myślę, że właśnie przez to, ta książka niestety popadnie w lekkie zapomnienie. A szkoda, bo pomysł świetny, materiał doskonale zebrany, tylko z wykonaniem trochę gorzej. Mniej wymagającego czytelnika ta książka raczej nie zainteresuje, a jeżeli już, to odpuści bardzo szybko. Bardziej wymagający dobrnie do końca z poczuciem lekkiego niesmaku. Niemniej jednak jednego nie można zarzucić – „Służące do wszystkiego…” to laurka dla tych wszystkich kobiet, które godząc się na pracę jako służąca, pozbywały się wszystkiego. Często nawet swojego imienia.
Szkoda, że jednak potencjał tej książki został zmarnowany. Nie mam jej w planach.
Wpisuję na moją listę do przeczytania:-)
Fakt, o tym tytule było głośno. Ja mimo wszystko jestem ciekawa. Najwyżej będę czytała z przerwami.
Ja czytałam „Służące” autorki Kathryn Stockett i książka bardzo mi się podoba, a film to oglądam za każdym razem kiedy go tylko puszczają 😉 uwielbiam go…
Twoją propozycję dopisuje do listy i będę miała porównane 🙂
Szkoda że potencjał się zmarnował…
Oj, to może być ciekawe!
A ja teraz czytam ksiązkę o podziemiach Europy. Dopiero zaczęłam, ale będzie fajna.
Moja córka ma tę książkę, więc pewnie i do mnie trafi.
Serdecznie pozdrawiam:)
Nie mam pewności czy to akurat książka dla mnie ale nie mówię jej nie..
Ja to przegapiam wszystko, o czym jest głośno i nawet nie wiem, że jest głośno 😉
Należę do tych czytelników, którzy przerywają, gdy książka ich nudzi Ciekawe jak by było w tym przypadku 😉
Ciekawa lektura. Gdy tylko znajdę wolną chwilę na pewno przeczytam. Pozdrawiam:)
Szkoda, że książka z czasem nudzi. Sama idea zapowiadała się bardzo ciekawie!
Ach, kobiety kiedyś miały przekichane. Status urodzenia tylko decydował kim się było, jak było się traktowanym.
Brzmi ciekawie, a mianowicie tak ” inaczej ” od dotychczas znanych mi lektur 😉
Czytałam kiedyś, dawno temu, coś bardzo podobnego, tylko tematem przewodnim było bardziej ich zycie prywatne, co jadały, jak się ubierały itd.
Szkoda, bo dobrze sie zapowiadalo 🙂
szkoda, że nie była w całości ciekawa…