Na moim osiedlu mały chłopczyk dostał fajną zabawkę. Taki samochodzik – cabrio, stylizowany na samochód policyjny. Ma wszystkie bajery – błyszczące felgi i zderzaki, skórzane siedzenia, ba, nawet sygnały dźwiękowe. I to dzięki nim właśnie zna go już cała okolica.
Uściślę. Kiedy włącza sygnał dźwiękowy imitujący sygnał policyjny, słychać go na całym osiedlu – samochodzik ma emisję dźwiękową, której pozazdrościłaby nawet Metallica. I włącza to często. Równie często ja mam ochotę zabrać mu to autko, zamieniając je na rowerek – niech jeździ ale nie hałasuje!
Kiedy Mama dwójki małych dzieciaków (czyli ja) mówi, że nadmierny hałas jej przeszkadza – brzmi zupełnie niewiarygodnie. Poziom dźwięku jaki codziennie emitują moje dwie rozbrykane Księżniczki jest zdecydowanie powyżej normy. Jednak – o ile na ich krzyki i piski jestem już uodporniona, o tyle głośne zabawki nie przestają mnie denerwować. Mam wręcz nieodparte wrażenie, że producenci zabawek sądzą iż dzieci są…głuche. Poziom natężenia dźwięku jest zdecydowanie za duży. Sprawdza się tendencja- im tańsze, tym głośniejsze. Niestety. Chociaż nawet markowe, droższe zabawki potrafią wyć jak szalone.
Mam na nie sposób. Potrzebna tylko taśma klejąca. (przyklejamy dzieci do krzesła i mamy spokój 😉 A mianowicie grubą warstwą taśmy klejącej oklejamy głośnik w zabawce. Najlepiej kilka razy. To działa! I to na wiele sposobów. Moja dwulatka ostatnio spędziła pół godziny odklejając poszczególne warstwy taśmy z ulubionej zabawki. Potem przyniosła, pokazując, że się zepsuło i że mam nakleić znowu;)
W Polsce, zgodnie z obowiązującym prawem, dopuszczalny poziom decybeli utrzymuje się w okolicach 85 decybeli. Zabawki emitują dźwięk na poziomie 81 decybeli. Jednak, zdarzają się i takie, które wyją z częstotliwością do 120 decybeli. A przecież przez nadmierny hałas słuch małego dziecka może ulec trwałemu uszkodzeniu… Kupujmy więc zabawki z głową. Może i samochodzik policyjny z syreną jest fajny, ale czy musi od razu wyć jak szalony?
Chłopczyk i jego Tatuś nadal jeżdżą po osiedlu wzbudzając podziw i zazdrość innych 4-latków. Szpan na dzielni musi być. I ubytek na słuchu również…
Niektóre zabawki są przeraźliwie głośne, aż piszczy w uszach!
A potem dziecko pobudzone….a słuch powoli się uszkadza
Oj tak, niektóre to prawdziwe złoooo;/
Pamiętam kiedyś swoje zabawki – drewniane klocki, wchodziły wtedy lalki Barbie. Miałam grające pianinko (w porównaniu do dzisiejszych zabawek było ono wręcz ciche) i kilka innych. Zgadzam się z Tobą, bo mnie też irytują za głośne zabawki.
Przyznam że uwielbiam bawić się z moimi Babami zabawkami kreatywnymi – takimi, które nie muszą wyć i świecić na wszystkie strony, a jednak wciągają jak żadne inne!
Nienawidzę grających zabawek, te melodyjki doprowadzają mnie do obłędu. Najgorsze są takie bez regulacji głośności. Cieszę się, że ja ten etap mam za sobą, a sąsiadów daleko 🙂
Haha, szczęściara!
Moi sąsiedzi też mają takie głośne zabawki. To bardzo denerwujące.
Współczuję Ci zatem. Inaczej się to wszystko odbiera jak ma się dzieci i ich grające zabawki – ot, jestem na nie poniekąd skazana. Ale moi sąsiedzi już niekoniecznie mogą być z tego zadowoleni…
Głośne zabawki, to zło :”)
Oj tak, to zło;)
zabawki mojej córki nalezą do cichych. ona nie lubi glosnych, mogoczacych swiatelek i innych tego typu badziewi 😀
To jesteś szczęściarą:)
Niektóre zabawki dla dzieci są naprawdę fajne, rozbudzają motorykę, spostrzegawczość itp., byle właśnie nie były za głośne.
Oj tak, to główne kryterium….
Oj, pamiętam taką przesympatyczną zabawkę, jaką mój maluch dostał, gdy miał koło 2 latek. Grający zwierzak na sznurku z 4 na równi wnerwiającymi melodyjkami… takimi głośnymi, że uszy bolały. Po dość krótkim czasie zabawka zniknęła w tajemniczych okolicznościach… nie przyszło mi wtedy do głowy, by zaklejać głośniczek taśmą;)
Z innych grających zabawek, te droższe miały regulowany poziom głośności i nawet na najwyższym nie były tak głośne jak TAMTA;)
Taaaaak…. te zabawki tracą się jakoś w niewyjaśnionych okolicznościach;)
Doskonale rozumiem Twoją irytację. Ja również nie znoszę hałasu, a z wiekiem zauważam, że nawet głośne kosiarki mnie wyprowadzają z równowagi.
Dźwięk kosiarki denerwuje mnie ogromnie… (chyba jestem furiatką;)
Nie znoszę takich głośnych zabawek ….zwłaszcza kiedy używane są na osiedlu czy w parku;)
Ech, wszystko przed Tobą;)
Od razu mi się przypomina świąteczny SMS od koleżanki: „Julka dostała pod choinkę samochód strażacki. Hałas jak cholera”. 😉
😀 z cyklu…takie prawdziwe;)
I co za tym idzie, dzieci do ciszy też nie przyzwyczajone, bo głośno być musi i koniec. Nie ma miejsca na wsłuchanie się w swoje myśli, no i potem świat zmierza w nikomu nie znanym kierunku…
Zwróciłaś uwage na bardzo fajny fakt – nie pomyślałam o tym. Ciszę będą odbierać jakoś coś nienaturalnego…a to już samo w sobie nie rokuje za dobrze…
Moje dzieci nigdy nie miały hałasujących zabawek. Natomiast uwielbiały zabawki koncepcyjne i wszelkiego rodzaju klocki, z których tworzyły wszystko, co im podpowiadała wyobraźnia.
Klocki są świetne, sama również uwielbiam się bawić nimi z moimi Babami:)
Trzeba rozsądnie wybierać przy zakupie zabawek 🙂
Fakt, ale taka mądra to ja jestem dopiero teraz, gdy mam dzieci – wcześniej te grające podobały mi się najbardziej i kupowałam je na prezent najczęściej…
Aaa, czyli to taki samochodzik niemal naturalnych rozmiarów, do jeżdżenia w nim? No, to współczuję. Wśród moich znajomych krążył taki dyżurny tekścik, co kupić na urodziny dziecku, którego rodziców nie specjalnie lubimy – jak to co? Oczywiście zabawkę dźwiękową! A wręczyć, gdy oboje mają kaca 😀
Nie wiem, czy przyklejenie dziecka do krzesła rozwiązałoby problem. Raczej by go nasiliło. Chyba, że tą taśmą skleiłoby się dziecku buźkę, to już tak. 😀
Moja Tamaluga kocha taśmę klejącą i używa jej jako plastra, zalepiając nam „ałki”, czyli np. pieprzyki 😀
Tak, właśnie taki;) Dobry ten tekścik – zapamiętam;]
Niestety teraz produkują zabawki ” czaderskie ” ,żeby móc się z nimi pokazać.. Nie patrzą czy jest za głośna czy inne rzeczy.. Pozdrawiam
Coś w tym jest – musi być głośna i mieć spektakularne działanie…
Dzięki za przepis z taśmą klejącą… Mam – a raczej Córa ma – kilka takich, którym grozi lot niski koszący za okno – za dźwięk właśnie. Świecące nawet nie przekroczyły progu domu, odmówiłam i koniec. Ale z dźwiękowcami było trudniej, najpierw wydawało mi się, że zniosę, ale z czasem coraz trudniej. A słucham Rammsteina – mąż AC/DC – więc wyobrażasz sobie, co te zabawki robią z nerwami, że nie da się tego wytrzymać…. 😉 Słuch uszkadzają to na bank, ale piątą klepkę chyba również.
Wierz mi, że wolałabym Rammsteina niż to wycie za oknem;)
Oj, to musi być źle :)))
Niestety coś o tym wiem … Tyle, że moje dziewczyny też mają podobny samochodzik… Na szczęście stoi rozładowany w ich pokoju, więc mają tylko tak do zabawy 🙂 Pozdrawiam i życzę pysznej kawy (którą zresztą sama właśnie piję) 🙂
Dziękuję:) sama również piję poranną kawę?
Nie lubię głośnych zabawek, niestety nie da się ich uniknąć i czasem trzeba wytrzymać jak dzieci postanowią się nimi bawić. My ograniczamy takie jak możemy 😉
Ja też, ale jak widać, sąsiedzi już nie bardzo;)
Moja córka jest już dorosła, ale pamiętam te głośne zabawki i nie wspominam tego miło :/
Ech, zastanawiam się dlaczego robią takie głośne zabawki, wszak dzieci mają słuch idealny;)