Koniec roku szkolnego to fajny czas dla dzieciaków, ale chyba mniej dla rodziców i nauczycieli. Mimo tego, że moja Młoda jest dopiero w przedszkolu, już widzę, jak różne są zachowania rodziców i jak trudno pogodzić wszystkich. I jednego jestem pewna. Nie dam się wciągnąć do żadnych trójek klasowych i innych komitetów rodzicielskich…
Sytuacja prozaiczna – na urodzinach u kolegi Młodej, z tej samej grupy przedszkolnej spotkało się kilkoro rodziców – a właściwie połowa. Kawka, ciacho, pogaduszki zagłuszane krzykami i śmiechem dzieci bawiących się w sali zabaw. Jedna z mam rzuciła hasło – a może coś zrobimy na koniec roku dla pani od naszych dzieci? Inna dodała – a może zrzucimy się na coś fajnego? Ona odchodzi do innej grupy w tym roku. Stanęło na tym, że nasze dzieciaki odbiją swoje łapki na kawałku bristolu, a dodatkiem do prezentu będzie voucher do spa – każdy rodzić miał się zrzucić po 10zł.
Ja wiem, że jest ciężko, ale odzew kilku rodziców nieobecnych na tym spotkaniu sprawił, że nie wiedziałam co powiedzieć. Spontaniczny pomysł zderzył się z „betonową” rzeczywistością. Od znajomej usłyszałam, że jej na koniec roku nikt do spa nie zaprasza, a przez cały rok też opiekowała się dzieckiem. Inna powiedziała, że 10 zł to za dużo, jeszcze inna, że z nią tego nikt nie uzgadniał i że to głupie. Komentarze typu – kto to wymyślił, idiotyczny pomysł, ja nie śpię na pieniądzach – też się pojawiły. Rozumiem, że wygospodarowanie 10 zł z domowego budżetu może być trudne. Jednak mówią to osoby jeżdżące dobrymi samochodami i ubrane w markowe ciuchy. Zrobiła się przysłowiowa burza w szklance wody.
Patrząc na to co się dzieje, rozumiem nauczycieli, którzy proszą aby nie dawać im żadnych prezentów. Widzę też, że dogadanie się ze wszystkimi w tej i zapewne wielu innych kwestiach jest po prostu niemożliwe. Teraz sobie myślę, że ustalając to wszystko na urodzinach popełniliśmy błąd – narzuciliśmy coś nieobecnym zmuszając ich do podporządkowania się. Uznano że wszyscy się zgodzą – tak się jednak nie stało. Chociaż z drugiej strony – gdyby ktoś nie rzucił hasła – nic by nie było – a wieczni malkontenci marudziliby że trzeba było coś zorganizować…
Koniec końców zapewne wszyscy się złożą – będą się szeroko uśmiechać a w duchu myśleć swoje. Ta historia nauczyła mnie jednego – nigdy nie angażować się w takie sytuacje jako inicjatorka i organizatorka. Patrząc na koleżankę która to wszystko robi (i znosi te komentarze), w życiu nie chciałabym być na jej miejscu.
Podobne historie słyszałam z opowiadań – biorąc pod uwagę że Młoda jest dopiero w przedszkolu – jeszcze wiele takich historii przede mną. Was też coś takiego spotkało?
No niestety, takich historii jest wiele, pracuje w szkole i jestem przeciwna prezentom z tego właśnie powodu, zresztą sama kiedyś usłyszałam, że nie zaproszono mnie na zabawę końcową klas szóstych, bo to drogo kosztuje… choć ja dużo nie jem 😉
Dla dobra wszystkich stron lepiej prezentów nie kupować, tablica ze zdjęciami dzieciaków czy kubek na pamiątkę wystarczą.
Dobrze usłyszeć taką opinię – dziękuję Ci. Na przyszłość będę lobbowała za takimi właśnie drobnostkami 🙂
Moja siostra ma dwóch synów i niestety podobne sytuacje, które opisałaś w swoim poście nie są odosobnione. Chociażby w tym roku grono mam dyskutowało co zakupić wychowawczyni, czy ma być to filiżanka, srebrna biżuteria czy może wazon…Dyskusjom nie było końca;-)
Mało tego, im więcej rodziców, tym więcej opinii, mało jest takich, którzy rozumieją prostą zasadę – złożę się i mam spokój, niech inni kupują i się martwią;)
Ja na szczęście ten etap mam już za sobą, bo moja córcia już dorosła, ale też pamiętam takie sytuacje. Najgorsze było to, że biedniejsi rodzice dawali i nic nie mówili,a burzyli się Ci, którym na przysłowiowy chleb nie brakowało.
Życie…
właśnie tak to wygląda jak opisujesz. Obawiam się, że z upływem czasu będzie jeszcze gorzej…
Za moich czasów było tak, mama rano kupowała kwiatek i uroczyście, elegancko w białej bluzce i granatowiej spódniczce maszerowało się z kwiatkiem po świadectwo. Pani dawała świadectwo a my jej kwiatek. Na biurku utworzył się pokaźny stos kwiatków i wtedy pani wybierała trójkę dzieci – jako delegację i z tego stosu oddawała po jednym kwiatku dla pani dyrektor, sekretarki , pani z biblioteki, pani woźnej itp… ale to było za moich czasów w ubiegłym stuleciu… Pozdrawiam serdecznie i życzę ogromu cierpliwości 🙂
Dziękuję, cierpliwość się przyda, w każdej sytuacji;)
też to pamiętam i uważam to że to było dobre
Moje dzieci są już dorosłe, ale podobne sytuacje pamiętam. Zawsze się znajdą ci, co wiecznie wszystko krytykują.
Moja córka kilka lat chodziła do szkoły tutaj w Anglii. Tu nie ma żadnego uroczystego zakończenia roku szkolnego. Wszyscy wszystkim życzą szczęśliwych wakacji i tyle
I chyba własnie tak jest prościej, lepiej – bez tej całej otoczki. A z drugiej strony – uroczyste akademie też miały swój urok…przynajmniej jak to tak odbierałam.
napiszę tak owszem kwiatka czekoladę ale bez przesady do spa? a za kilka lat może będziemy się składać na rate do samochodu lub domu? naprawdę uważam to za przesadę
u nas w szkole zostało zabronione dawanie prezentów i to popieram.
nie jest łatwo być w trójce klasowej podobno nie wiem nigdy nie byłam ale uważam że wszystko jest do dogadania
wiesz, z tym spa to może uściślę – voucher kosztował niecałe 200zł, także rata kredytu to nie jest;)
też myślałam, że wszystko jest do dogadania, ale zobaczyłam na własne oczy, że nie jest to takie proste…
A co jest złego w podarowaniu czegoś w podziękowaniu? Tym bardziej, kiedy jeździ się tymi dobrymi samochodami? No chyba, że wzięte na kredyt… Ale w końcu się chwalą, to 10 zł nie powinno być majątkiem.U mnie po każdym zakończonym etapie edukacji nauczycielom się coś kupowało na koniec, żeby im było miło i poczuli się docenieni, bo jednak nauczyciel zajmuje się dzieckiem i wychowuje je też, nie tylko rodzic. Fakt, płacą mu za to, no ale to taka praca. Oni właściwie nie każą sobie nic kupować, ale kwiatek na koniec roku czy też prezent dla wychowawcy, który nas oddaje dalej nie powinien być kością niezgody. Tzn. są rodziny biedniejsze i trzeba wziąć to pod uwagę. Na organizatora się wszystko zwala, bo on się wykazał inicjatywą i przejął na siebie odpowiedzialność. Zdarzyło się u mnie raz chyba tak, że skoro zrzuciliśmy się na wspólny prezent i kwiaty dla nauczycielki to nikt potem nie kupował osobno już kwiatków, bo to był kolejny wydatek, chyba że chciał. Ech, wszystkim nigdy nie dogodzisz.
no właśnie, nigdy wszystkim nie dogodzisz….
Jak mawiała pewna babcia, ludzie się zepsili.Jak słucham o wyczynach rodziców, nosze się z zamiarem albo stworzenia szpitala psychiatrycznego albo kupna szybkostrzelnej strzelby by pewne tematy rozwiązać raz na zawsze.Przykro mi ale patrzę od strony nauczycieli chociaż pamiętam jaką ja byłam zakałą jako uczennica.
Dopowiem jeszcze słowo, dlaczego tak ostro napisałam. Na zakończenie, kochanka moja dostała od klasy której nikt nie był w stanie okiełznać, nikt nie był w stanie niczego nauczyć i nikt nie umiał wyprowadzić na ludzi, prezent.Jest genialnym pedagogiem . Wyjątkowym i za pracę, jaką powinno wykonać kilka osób a wykonała ona sama, dostała od rodziców prezent i teraz…czy ktoś sobie jest w stanie wyobrazić ,że pojawiła się obawa bo za ten prezent, może iść siedzieć. Zakapowana, co nie jest czymś nadzwyczajnym wśród ludzi, mogła by wylądować w pierdlu za przyjęcie korzyści majątkowej.Może pod rozwagę, nie tylko rodzicom..Przez ta obawę wspomniałam o szpitalu psychiatrycznym dla rodziców i chyba nie tylko….naród do psychiatryka dać by trzeba albo na długotrwałe medytacje w samotności.
jacież…ale historia!
Niestety Agnieszko natura ludzka jest bardzo przewrotna, a chyba najgorsi to Ci, którzy pięknie się uśmiechają i mówią miłe słowa w oczy, a za plecami utopiliby w przysłowiowej szklance wody. Współczuje nauczycielom w wielu przypadkach, bo jak to powiedziała moja koleżanka nauczycielka, największe problemy w pracy nauczyciela nie są z dziećmi, ale z ich rodzicami. Pozdrtawiam
Nie mam dużego doświadczenia w sferze pedagogicznej, miałam tą przyjemność że uczestniczyłam w kilku zebraniach w przedszkolu. I powiem szczerze, że współczułam pani dyrektor – musiała ścierać się z takimi absurdalnymi sprawami… czasem faktycznie rodzice bywają gorsi niż dzieci;)
Niestety nie wszyscy rodzice rozumieją, ze jedni rodzice nie chcą uczestniczyć w składce na prezent dla nauczyciela bo np. nie mają pracy. Ja myślę, ze dobre słowo ma większe znaczenie niz prezent
pozdrawiam Agnieszkę najcieplej
Masz rację, dobre i szczere słowo jest o wiele lepsze niż góra prezentów!
Oczywiście, kubek,słodkości i nic więcej. Ludzie są zazdrośni i nie wybaczą tej, która dostała coś więcej. Nie róbmy krzywdy nauczycielom prezentami, które potem są wypominane. Sama bywałam zaskakiwana…makiem, wędlinamii szklankami.
Pozdrawiam
Tak, teraz już wiem że to najlepsza opcja. Ciekawe, jak to będzie następnym razem. Obiecałam sobie, że nie będę się udzielać…;)
Przepraszam: wędlinami
Pamiętam podobne sytuacje. Tak było, jest i będzie, niestety. Osobiście jestem przeciwna prezentom. Niby z jakiej racji, przecież to ich praca.
Jest sens w tym co piszesz Tereniu. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej będę lobbowała w przyszłości za kwiatami. I tylko kwiatami;)
Osoby, które się angażują zawsze spotykają się z hetjem, a ja zawsze dziękuję organizatorom i podnoszę na duchu, bo sama niechcący parę razy się wpakowałam w organizację i trzeba przyznać – łatwo nie jest. Każdy chce dostawać, każdy chce być chwalony, że ma super pomysły, ale zderzenie z rzeczywistością – ludźmi przepełnionymi zazdrością i zawiścią – bo jak to Pani do SPA, a ja nie, jak to Pani ma miesiąc urlopu, a ja nie? Och ludzie zawsze będą mnie zaskakiwać 😉
Jest dużo racji w tym co piszesz – organizatorzy, czy inicjatorzy, mają po prostu przechlapane. I wiesz co, ta zawiść mnie właśnie najbardziej zdziwiła! W takich sytuacjach mam ochotę powiedzieć – no i co, żałujesz że nie masz miesiąca urlopu? to się przekwalifikuj, tez będziesz miała, chcesz voucher do spa? to na urodziny powiedz rodzinie i przyjaciołom, że zbierasz na to – z pewnością się dorzucą…