Lubię sobie czasem poczytać biografie sławnych ludzi. A uściślając – sławnych kobiet. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że poświęcając się dla kariery – naukowej, teatralnej, pisarskiej, aktorskiej czy estradowej, traci się w innej dziedzinie życia. Traci się wiele…najczęściej wszystko.
Zewsząd słyszymy – jeżeli chcesz być w czymś najlepszym – musisz się bardzo starać i poświęcić na to maximum czasu i energii – wtedy z pewnością osiągniesz sukces. To prawda – tylko co z prawdziwym życiem? Co z relacjami rodzinnymi, co z dziećmi, co z samym sobą? Można założyć – jak osiągnę już to, co sobie zamierzyłam, zajmę się rodziną i przyjaciółmi, zapiszę się na kurs jogi i medytacji.. Ale…to tak niestety nie działa.
Jakie jest więc wyjście z sytuacji?
Balans. Balans jak na linie zawieszonej nad Wielkim Kanionem w Kolorado.
Albo inaczej – coś kosztem czegoś.
Dopadł mnie specyficzny, filozoficzny stan ducha. Nie pozostaje mi nic innego jak „podumać”. Dum dum dum….
My coffee time
Przez całe życie trzeba dokonywać wyborów, małych i tych na całe życie. O wyborze na całe życie myślimy przeważnie o małżeństwie i słusznie. Potem przychodzi pora na dzieci i te wybory są chyba najtrudniejsze i zarazem najważniejsze. Ogólnie wiadomo, że żeby osiągnąć jakikolwiek sukces życiowy trzeba być wytrwałym i umieć się poświęcić swoim wyborom. Ja wybrałam sobie za cel życia wychowanie syna na dobrego i uczciwego człowieka. Rezygnowałam w życiu z wielu rzeczy ale teraz tego nie żałuję, chociaż wiele moich koleżanek uważało, że bardzo głupio robię. Moją dewizą życiową zawsze były słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego..'Róbmy swoje…'
Pozdrawiam bardzo serdecznie..:-)
Aż przyszła mi na myśl Telimena w Świątyni Dumania 😉 Znam ten stan bardzo dobrze, gdyż sam często padam jego ofiarą.
Co do tematu, choćby nie wiem jak się bardzo człowiek starał, zawsze poświęca coś dla czegoś innego… W różnym stopniu, ale przeważnie tak się to kończy…
Dla mnie balansem byłoby pogodzenie ambicji zawodowych z życiem rodzinnym i uczuciowym, taki balans niestety nie istnieje. Tak jak powiedziałaś, coś kosztem czegoś. Balansować to sobie mogę teraz, jak już dzieci mam dorosłe i żadnego męża do wykarmienia.
Coś w tym jest Jolu – bo faktycznie, zawsze trzeba coś poświęcić. Hasło Róbmy swoje…" zapisuję w kalendarzu – niech mnie motywuje! 🙂
Gdyby tak doba, albo wytrzymałość ludzka była dłuższa, może i zrobiło by się WSZYSTKO – było wszędzie i tak dalej. Ale nie jest. Może i dobrze?
Iwona! teraz, to dopiero masz życie!;)
dla mnie balans to praca zawodowa do 16stej (łącznie z blogiem) i później czas już tylko dla rodziny i mieszkania.
Testowałam różne opcje i ta jest dla mnie najlepsza.
Buziaki, weronikarudnicka.pl
Powodzenia…:-)
lepiej wybrać wiele, by móc powiedzieć: wszystkiego spróbowałem, niczego nie żałuję:)), niż poświęcić się, czy poświęcić wszystko; już samo słowo "poświęcić" brzmi nie tyle kościelnie, co strasznie. Poświęcić, czyli oddać walkowerem.o, nie!
Czytałam "Kobiety PRL", albo tytuł nie do końca prawdziwy, nie jestem pewna. Między innymi o aktorkach też tam było. Za sławę musiały drogo płacić, niektóre za drogo. Zdradzone, opuszczone, wykorzystane….. Czasami to aż trudno mi było uwierzyć w to co czytałam.
Pozdrawiam Agnieszko. 🙂 .
Całe życie to sztuka wyboru,
Bowiem nie da się zrobić wszystkiego.
Byle tylko nie stracić honoru
I życzliwie traktować bliźniego.
Pozdrawiam 🙂
A jednak się da, skoro ty umiesz pogodzić opiekę nad małą i domem ze studiami. I jeszcze nadciąga kolejna rewolucja.. :)) Człowiek im więcej ma do zrobienia, tym więcej robi. Jakoś się wtedy spręża..